18 grudnia 2014

Króliczka lepiej jest gonić - wywiad z Katarzyną Groniec

fot. Krzysztof Antczak


Artyści, których słowa interpretuje Pani na scenie, nie są już szczególnie bliscy młodszym pokoleniom. Co w tych piosenkach może obecnie przyciągać, a co może być nieatrakcyjne dla młodych osób wychowanych na zupełnie innej muzyce?

Trudno mi powiedzieć. Trzeba spróbować tych piosenek, żeby je poczuć i mieć pewność, że to nie jest coś zbyt starego, zbyt nieaktualnego. Piosenki z „Wiszących ogrodów” są piosenkami bardzo leciwymi, niektóre mają nawet osiemdziesiąt lat. Ale jednocześnie nie straciły na aktualności. Kondycja ludzka niewiele się zmieniła, zmieniły się tylko czasy. Problemy pozostały te same i w zasadzie nie trzeba być orłem, by móc odnieść je do tego, co dzieje się dziś. Jeśli chodzi o Osiecką – to poezja, do tego bardzo nośna. Wybrałam takie piosenki, które można było przełożyć na elektroniczne brzmienie, chciałam oprawić je w nową formę. Myślę, że właśnie to może pomóc młodemu człowiekowi w odbiorze tej muzyki, jeśli odnajdzie w sobie w ogóle chęć sięgnięcia po nią.

Jakimi trzema przymiotnikami określiłaby Pani piosenki Agnieszki Osieckiej?

Są kobiece. Są mądre. Są w jakiś sposób naznaczone. Jej charakterem. Wydaje mi się, że Agnieszka Osiecka była specjalnym rodzajem człowieka. Takim… ucieczkowym. I w jej tekstach jest bardzo dużo tej niepewności, zakochań, poszukiwań, ucieczek. W „Zoo”, oprócz  tych piosenek, które rozpoznaje rzesza publiczności, śpiewam również piosenki mało znane. Znalazłam dużo takich, których sama nigdy wcześniej nie słyszałam. I zaskoczyło mnie to, jak dużo piosenek-wierszy Agnieszka Osiecka napisała.

Znalazła Pani wśród nich utwory szczególnie wyjątkowe?

Tak. Znalazłam właśnie tytułowe „Zoo”, „Dance macabre” – piosenki o śmierci, chyba pisane właśnie w późniejszym okresie życia, dla teatru.

Czym kieruje się Pani włączając kolejne piosenki do swojego repertuaru?

Realizuję projekty. Co jakiś czas wydaję nową płytę - albo są to piosenki autorskie, albo pewne przemyślane całości. Teraz wspólnym mianownikiem jest oczywiście Osiecka. Na poprzedniej płycie była to wycieczka do tego, od czego zaczynałam – był Jacques Brel, Bertolt Brecht, Nick Cave i Paolo Conte. Wcześniejsza płyta była autorska, jeszcze wcześniej były to „Listy Julii”, czyli piosenki Elvisa Costello.  

Wobec tego czym różni się wykonywanie autorskich piosenek od wykonywania tych już zastanych?

Kiedyś była to ogromna różnica, teraz już nie. Wychowałam się na cudzych utworach, wzięłam się z teatralnego traktowania piosenki. Uczyłam się na  mistrzowskich tekstach.

Na tych do których nieustannie odwołuje się Pani na scenie.

Tak. I to mnie zamknęło na całe lata. Wiedząc, jak dobrze można napisać piosenkę, bałam się szukać własnego języka. Było mi z tym trudno, zrodził się problem – jak to zrobić, żeby odczepić się od geniuszu idoli i mimo wszystko spróbować mówić swoim własnym, niedoskonałym językiem?

Była to pewna obawa przed niedorównaniem ikonom?

Pewnie... Zaczęłam się poważnie martwić czy w ogóle mam swój język. Czy wpływ autorytetów był tak ogromny, że znalezienie go nie jest możliwe? Długo docierałam też do własnego sposobu interpretacji. Zajęło mi ładnych kilka lat, by wypracować swoją kreskę.

Czyli już się Pani znalazła? Istnieje esencja Katarzyny Groniec?

Tak, odnalazłam się i znalazłam  w momencie, w którym już wiem kim jestem. Udało się dobrnąć do siebie a i w międzyczasie sporo się o sobie dowiedzieć.

Jako o artystce, czy po prostu o człowieku?

O sobie jako człowieku dowiaduję się z dnia na dzień. Raczej skupiłam się tu na śpiewaniu i szukaniu własnej drogi artystycznej.

À propos, jak sama oceniłaby Pani swoją pozycję na polskim rynku muzycznym / artystycznym? Chciałaby Pani zmienić coś w tej kwestii?

Nie zastanawiam się nad tym. Po prostu robię to co lubię robić. Mam publiczność, dla której mogę grać. Więc przemyślenia w stylu „kimże ja jestem na tej scenie muzycznej naszego kraju?” niezbyt mnie zajmują. Zajmuje mnie raczej rozmyślanie nad tym co dalej. Co teraz chciałabym zrobić, co chciałabym powiedzieć. Od lat działam w określonej i stałej grupie słuchaczy. To jest dla mnie bardzo cenne. Zastanawianie się co powinnam zrobić, żeby poszerzyć grono odbiorców, mogłoby doprowadzić mnie do głębokiej frustracji wynikającej albo z porażki wpisanej w takie kalkulacje, albo pójścia na jakiegoś rodzaju  kompromis, który być może zamordowałby mi tę grupę, która mam. Więc jedyne co mogę robić to uczciwie pracować; liczyć na to, że ta praca zostanie dostrzeżona i zwyczajnie doceniona. I to właśnie otrzymuję od ludzi, gdy jeżdżę z koncertami.

Jak muzyka wpływa na świat?

Na świat? To strasznie ogólne pytanie. Mogę co najwyżej powiedzieć jak wydaje mi się, że muzyka wpływa na ludzi i czy w ogóle jest potrzebna.

Jest?

Jest?

Myślę, że tak.

Uff... To dobrze. Często myślimy,  że przede wszystkim trzeba ludzi nakarmić, napoić, zabezpieczyć i wtedy dopiero mogą myśleć o czymś więcej, niż chlebie i spaniu. Racja. Ale z drugiej strony, jeśli przyjrzeć się uważniej, to przecież w czasach naprawdę podbramkowych bardzo często jedyną ucieczką i zapomnieniem była sztuka.

Może teraz też tak jest, tylko zagrożenia są inne.

Brak edukacji. Jeśli  nie uczymy dzieci słuchać muzyki, trudno wymagać, żeby jako dorosłe osoby chciały słuchać czegoś innego, niż disco polo. Po prostu nie będą potrafiły. Wiem, że matematyka jest fascynująca, ale ponieważ jej nie rozumiem zasnę przy pierwszym lepszym zadaniu tekstowym. Jeżeli ktoś nie szuka i nie czuje potrzeby poszukania, to przecież nic się samo nie zmieni w tej kwestii.

W czym Pani zdaniem przejawia się wyższość „gonienia króliczka” nad złapaniem go?

(śmiech) W tym samym, w czym przejawia się wyższość bycia w podróży od dotarcia do celu.

To samo można powiedzieć o marzeniach?

Spełnienie marzeń często nie jest takie, jak marzenie o ich spełnieniu (śmiech). Zazwyczaj nic się nie zgadza, albo jakiś element wyrzuca w kosmos cały misternie ułożony plan i okazuje się, że to nie tak miało być. Niby się spełniło, ale jednak wcale nie i…

I króliczek wcale nie jest taki mięciutki.

I ugryzł (śmiech) i w ogóle nie pachnie siankiem. Więc lepiej jest gonić.

fot. Krzysztof Antczak

Wywiad przeprowadziła Paulina Bruderek
(Gniezno, 13.12.2014 r.)


Fotorelacja z występu:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz