Zwieńczeniem projektu "5 zmysłów. Ekspresja" była
premiera spektaklu ,,Niech nigdy w tym dniu słońce nie świeci” w reżyserii
Rafała Urbackiego , mająca miejsce w teatrze im. Aleksandra Fredry w Gnieźnie.
Wśród aktorów możemy zobaczyć Katarzynę Adamczyk-Kuźmicz, Bogdana Ferenca,
Michalinę Rodak oraz gościnnie Dorotę Jenek, Ewę Jenek, Agatę Wąsik, Damiana
Karwackiego, Filipa Pawlaka, Sebastiana Pawlika, Dariusza Pavanello. Za szaleństwo, które zaistniało w kreacjach
odpowiedzialna jest Martyna Wyszomirska. Za muzykę natomiast odpowiada Bajzel, czyli
Piotr Piasecki.
Spektakl
to gnieźnieńska legenda opowiadająca jak mieszkańcy miasta mieli przepędzić
poza mury żebraków, skazańców, kalekich, krzywych, wszystkich którzy „psuli”
wygląd obchodów Dnia Świętego Wojciecha. W odpowiedzi na te poczynania król
pokrzywdzonych miał rzucić na miasto i jego mieszkańców klątwę: „Za krzywdę naszą niech nigdy w tym dniu słońce nie świeci,
niech ziąb mrozi pielgrzymów , a wiatry zimne sieką”. Złorzeczenia miały się
urzeczywistnić i tak po dziś dzień, rok w rok, Świętego Wojciecha wita deszczem
i słotą.
Problematyka spektaklu skupia
się na odrzuceniu, akceptacji, inności. Słońce nigdy dla nas nie zaświeci jeśli
nadal będziemy uciekać od problemu. Za każdym razem, gdy uciekamy wzrokiem od
biednych, bezdomnych, osób niepełnosprawnych czy odbiegających wyglądem od
ogólnie przyjętych norm, powtarzamy i przedłużamy klątwę.
Tego dnia głos oddano
,,niewidzialnym” i ,,obojętnym”. A głos ten był prosty i głośny, niczym
policzek wymierzony winowajcy. Już pierwsze słowa emerytowanego księcia (Bogdan
Ferenc) pokazały jak ważną kwestię
często obojętnego stosunku społeczeństwa dla grup ,,wykluczonych”
poruszono w sztuce - ,, To co krzywe nie może pochodzić od krzyża, krzyż jest
prosty jak chleb.” ,, Dobre jest piękne, a piękne jest dobre.” – wszystko co
inne, nie jest takie jak być powinno.
Zdecydowanie ze stanowiskiem
nie zgadza się Michasia (Michalina Rodak) Symetria jest sztuką głupców. Uwagę
przykuwały tasiemki na nogach, które imitowały drewniane nogi kukiełki.
Świetnie dopracowana choreografia. ,,Jesteśmy ludźmi wrażliwymi, ludzie
niewrażliwi nie chodzą do teatru”- ten niewinny początek był tylko podpuchą. ,,Dla
ludzi wrażliwych widok powykręcanych kończyn, asymetrii jest po prostu przykry.
A jako ludzie wrażliwi nie chcemy robić innym przykrości, dlatego zasłońcie
oczy… Zasłońcie! Nie zasłonicie? To może zasłonimy ich? Ich jest mniej” I
zgasło światło. ,,I co widzicie? Chuja widzicie”. Prościej się już chyba nie da
zwrócić uwagi na problem ,,niepatrzenia”. I na tym zwracaniu uwagi mogłaby się
kwestia zakończyć, ale jako że to dziś ta ,,druga strona” zabiera głos, to
jeszcze nie koniec. ,,To na co się patrzy, kiedy się nie patrzy? Gdy się
wzrokiem unika, to na co się spogląda? Prościej- Kiedy się wzrok od drugiego
człowieka odwraca, to na co się go przenosi? Na kotka, który zjadł ptaszka, czy
na ptaszka, który zjadł kotka...”- znów ostro i dobitnie o odwracaniu wzroku od
,,problemu”. Taka jest kreacja Michasi-prosta, trochę wulgarna, dobitna. Fajnym
motywem była również gra w bazyliszka - ,,kto się poruszy, spotka go to samo co
ich”. Groźba wykluczenia, nawiązanie do strachu przed niepełnosprawnością jak
przed chorobą zakaźną.
Damianek (Damian Karwacki) w garniturze,
meloniku, z gęstym wąsem nadaje wszystkiemu lekkości i humorystycznego akcentu.
Kiedy każdy z bohaterów prezentuje swój
cud, swoje zdolności, tutaj urzeka krótkie skwitowanie ,,chodzę tyłem”. Kiedy
śmiejemy się z tego co widzimy na scenie, tak naprawdę śmiejemy się z samego
siebie.
Duet Wowy (Vołodymyr
Vorobiov) i Filipa (Filip Pawlak) również jest pełen humoru. Zwłaszcza scena
gdy Wowa ,,pożycza” rękę Filipowi, który sam śmieje się ze stereotypu rudości,
mówi o sobie jak o chłopaku z ,,półtorej ręki”. Kolejny policzek, choć mniej
dosłowny, jednak wyraźny. Futerkowe kreacje łagodzą prawdę wypowiadanych słów i
mimochodem wywołują na naszych twarzach uśmiech.
Duet Ewy (Ewa Jenek) i Kasi
(Katarzyna Adamczyk-Kuźmicz) był pełen emocji. Próba zamiany ról. Prawda
ukazana na deskach teatru. Samotność są przypisane zarówno w wykonaniu
księżniczki jak i dziewczyny na wózku. Wyraźnie widać napięcie między
aktorkami. ,,Ja, ja, ja”- powtarzane przez Ewę na końcu chwyta za serce, co
widać było nie tylko na twarzach widzów, ale i osób znajdujących się na scenie.
Mały epizod teatru w teatrze
dostarczają nam Bogdan Ferenc i Sebastian Pawlik. Sancho (Bogdan Ferenc)
prowadzi przez scenę ,,Donkiszocika”. Scena gdzie każde wypowiadane słowo
kosztuje aktora wiele energii jest jedną z tych kruszących nawet najtrwalsze z
serc.
Dające do myślenia było pojawienie się świętego
Wojciecha przybranego w żółte szaty i kwiaty. W rolę świętego wcieliła się Agata
Wąsik. która zaśpiewała nam o niemocy
patrona celem naprawienia wszystkich krzywych, biednych, chorych. Początkowy
spokojny śpiew o scaleniu wszystkich członków prócz palca, zmienia się w
punkowe krzyki o tym, że bez palca to w zasadzie nic zdziałać nie można.
Kolejne piosenki, kolejne
treści. W końcu finałowa piosenka. Mocne wersy jak np. ,,wydrążone miasto,
wydrążeni ludzie” łagodzi refren skłaniający do wybudzenia miasta.
Najlepszą oceną spektaklu są
owacje na stojąco trwające kwadrans oraz trzykrotne odśpiewanie ostatniej
piosnki na prośbę widowni. Nic dodać nic ująć. Tematyka świeża i potrzebna.
Projekt jak najbardziej godny uwagi. Niewątpliwie
mamy do czynienia z dziełem o charakterze społecznym – legenda stała się maską
dzięki której autorzy projektu podjęli tematy jak najbardziej aktualne. Sama
legenda, jak i opisane w niej problemy, wydały się wcale nie być tak odległe i
dawne. Wręcz przeciwnie. Legenda nabrała wydźwięku ponadczasowości, realności.
Małgorzata Deszcz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz